Po świetnie przyjętym debiucie „+” z 2011 roku, Ed Sheeran wydaje kolejną płytę. Album nosi tytuł „x” i odsłania jeszcze bardziej dojrzałe oblicze utalentowanego 23-latka.
Ed Sheeran to wokalista, który nie potrafi usiedzieć spokojnie na miejscu. Nową płytę nagrywał w najróżniejszych lokalizacjach rozproszonych po całym świecie. W pracach nad „x” muzyka wsparli m.in. Rick Rubin, (Eminem, Jay-Z, Red Hot Chilli Peppers), Pharrell Williams (Daft Punk, Robin Thicke, N.E.R.D), Benny Blanco (Rhianna, Wiz Khalifa), Jeff Bhasker (Alicia Keys, Jay-Z), Johnny McDaid (Snow Patrol) i Jake Gosling (odpowiedzialny za produkcję albumu „+”).
Otwierający krążek „One” to jednocześnie pierwszy kawałek, który został napisany na płytę „x”. Piosenka powstała podczas trasy koncertowej po Australii w 2011 roku i stanowi swoisty łącznik pomiędzy nowym i starym wydawnictwem. Po takim wstępie napisanie kolejnych kawałków przyszło 23-latkowi z zaskakującą łatwością.
Zapierający dech w piersi, zamykający płytę „Afire Love” Ed zadedykował swojemu dziadkowi, który zmarł podczas Świąt Bożego Narodzenia. "W rodzinie zawsze uchodził za bohatera. Zacząłem pisać ten kawałek dwa tygodnie przed jego śmiercią" – opowiada wokalista. Przejmująca ballada „Photograph” powstała w maju 2012 roku w pokoju hotelowym w Kansas. Ed był wówczas w trakcie trasy ze Snow Patrol. Prace nad piosenką „Don’t” rozpoczęły się od gitarowego riffu zarejestrowanego na telefonie. Na wersji deluxe płyty znajdzie się również kawałek „I See Fire” napisany na ścieżkę dźwiękową do filmu „Hobbit: Pustkowie Smauga”.
Podziel się na Facebooku
Właśnie zrecenzowałem X (Deluxe Edition)
Po świetnie przyjętym debiucie „+” z 2011 roku, Ed Sheeran wydaje kolejną płytę. Album nosi tytuł „x” i odsłania jeszcze bardziej dojrzałe oblicze utalentowanego 23-latka. Ed Sheeran to ...Pierwszy singiel już przed premierą pokazał, że ta płyta będzie inna. „Sing” napisany we współpracy z Pharrell’em Williams’em (co słychać od pierwszych nut) jest miłym zaskoczeniem. Wielu krytyków widzi w nim podobieństwo do utworów Justina Timberlake’a. Sam Sheeran potwierdził, że inspiracją były piosenki z jego ulubionych albumów: Justify and FutureSex/LoveSounds. Wielu artystów poległo próbując inspirować się Justinem, wchodząc w te same muzyczne rejony co on, ale Sheeran wychodzi z tej potyczki obronną ręką. Piosenka jest lekka, wpadająca w ucho oraz, co najważniejsze, bardzo dobrze napisana. Czy sama w sobie nie jest genialną zapowiedzią albumu?
Często dobre wrażenie po usłyszeniu singla znikają po przesłuchaniu płyty. Nie w tym przypadku. Sheeran sporo eksperymentuje. Oczywiście nie odchodzi od swojego popowo-folkowego brzmienia charakterystycznego dla „+”. Najbardziej nawiązującą do poprzedniego krążka piosenką jest niewątpliwie otwierające „One”. Cicha, akustyczna, a zarazem wywierająca wrażenie. Prosty akompaniament w jego przypadku nie jest złym wyjściem. Wręcz ta „uboga” instrumentacja tworzy swoisty klimat, dla niego charakterystyczny. Do tego wokal: ciepły i niesamowicie przejrzysty. Największą bronią Sheeran’a jest spokój, który płynie z każdej nuty.
Słuchając piosenek napisanych przez Ed’a, możemy być pewni, że znajdziemy w nich nie tylko piękną, często prostą, urzekającą melodię, ale również tekst, który zawsze odnosi się bezpośrednio do jego przeżyć. Wszystkie słowa zawarte w utworach są szczere i ujmujące swoją prawdziwością. Wiąże się to z faktem, iż Sheeran pisze zwykle pod wpływem silnych emocji. Każdy z nas może odnaleźć siebie w jego piosenkach. One są niczym bajki: każda z nich opowiada inną historię, a ty słuchając płyty w domowym zaciszu wierzysz w każde słowo, które słyszysz. Mimo, iż to nie jest na żywo. Mimo, iż nie znasz właściwego znaczenia tych słów. Sheeran jest swoistym bardem naszych czasów.
Autor w tym albumie lawiruje pomiędzy różnymi gatunkami muzycznymi, miesza style, ale mimo wszystko w każdym utworze słyszymy jakiś charakterystyczny pierwiastek, który wskazuje na to, że wyszły spod jednej ręki. Dzięki temu cała płyta łączy się w piękną całość. O każdej piosence można by się rozpisywać i rozkładać na czynniki pierwsze. Niewątpliwie największe wrażenie zrobiły na mnie dwie piosenki: „Don’t” i „Afire Love”. Pierwsza to piosenka o rozstaniu, w którą Sheeran włożył całą swoją wściekłość, a jednocześnie pozostał ironiczny. Wiele osób zastanawia się o kim jest ten utwór, ale właściwie: czy ma to dla nas jakiekolwiek znaczenie? Ten kto miał się czuć zakłopotany to na pewno tak się poczuł. „Afire Love” to zupełnie inna historia. Od pierwszej nuty wyczuwa się w niej smutek. Utwór został napisany pod wpływem emocji towarzyszących śmierci dziadka Ed’a. Jak zawsze w przypadku tego artysty tekst idealnie współgra z melodią, ale ta piosenka ma w sobie coś więcej. Jest mocnym zakończeniem edycji podstawowej albumu.
Ed Sheeran wykonał kawał dobrej roboty, zresztą sam twierdzi, że ten krążek jest najlepszym, co do tej pory nagrał. W 100% zgadzam się z jego zdaniem. Płyta jest zaskakująca, a jednocześnie pozostająca dalej w stylu artysty. Polecam wszystkim, którzy mają ochotę zanurzyć się w popowo-folkowych brzmieniach z domieszką R&B.
Jedyne zastrzeżenie jakie mam dotyczy jewel case'a który jest zielony. Wiem, że taka była koncepcja albumu ale nie lubię takich kolorowych eksperymentów. Poza tym jest PERFEKCYJNIE!
W licznych wywiadach Ed Sheeran podkreśla, że ten krążek jest kolejnym, niezwykle istotnym, etapem jego kariery. Po sukcesie wydanej w 2011 roku płyty Plus (+), Sheeran chce udowodnić, że poza szczęściem, ma jeszcze ogromny talent, nieustannie rozwija się muzycznie i ciężko pracuje. Młody artysta uważa, że to właśnie drugi album przesądza o losie artysty i umacnia lub osłabia jego pozycję na muzycznym rynku. Jaka jest więc nowa płyta, która od ponad 7 tygodni okupuje pierwsze miejsce na liście najlepiej sprzedających się albumów w Wielkiej Brytanii?
Pierwsza piosenka - One - przywodzi na myśl romantyczne ballady z płyty Plus. To poniekąd zamknięcie pewnego rozdziału. Reszta płyty to piosenki zdecydowanie bardziej odważne. Sheeran nie boi się zmian, nie poddaje się sugestiom krytyków i wytwórni. Multiply do tej pory promują dwa single - niezwykle energetyczny Sing, nagrany we współpracy z Pharellem Williamsem, oraz pełny ekspresji i budzący nieco kontrowersji Don't. Kolejne piosenki to jeszcze więcej zaskoczeń i emocji. Szczere teksty, pisane przez samego Eda, naładowane ładunkiem emocjonalnym. Prawdziwość to zdecydowanie ogromna zaleta tego artysty.
Dla mnie, mocne strony Multiply to na pewno piosenki takie jak Runaway, Bloodstream czy I'm a mess. Ciekawe, wpadające w ucho brzmienie, dobre teksty. Na płycie znajdziemy też spokojniejsze, niezwykle uczuciowe kawałki, takie jak Tenerife sea, Thinking out loud czy poruszająca i osobista Afire love. Ed Sheeran nie boi się wyzwań, śpiewa "I'm not a rapper, I'm a singer with a flow" i łamie schematy tworząc piosenki takie jak Take me back czy The Man.
Największą zaletą Multiply jest różnorodność. Każdy słuchacz może znaleźć coś dla siebie. Jednocześnie, całość jest dość spójna tematycznie i piosenki tworzą jedność.
Multiply to zdecydowanie dobra płyta i godny następca debiutanckiego krążka Sheerana. Co więcej, jej autor pozostaje niezwykle skromnym, otwartym człowiekiem. Jest jednym z niewielu artystów, którzy na żywo brzmią jeszcze lepiej niż na płycie. Warto więc przesłuchać Multiply i mieć nadzieję na to, że Ed Sheeran odwiedzi wkrótce Polskę.